W życiu codziennym często towarzyszy nam uczucie pośpiechu, gonitwy od jednej sprawy do drugiej, stale mamy w głowie kalendarz i rzeczy do załatwienia “na wczoraj”. Zajęcia, konferencje, zebrania, prace organizacyjne i załatwianie różnorakiej biurokracji, praca w bibliotece i archiwum (z poczuciem, że się tu spędza za mało czasu), wreszcie pisanie (do którego nierzadko zasiada się dopiero późnym wieczorem) i zastanawianie się nad nowymi pomysłami badawczymi. Nic wyjątkowego, tak się żyje w świecie akademickim w „ramach nienormowanego czasu pracy”. I trzeba przyznać, że ten system daje też wiele korzyści. Dla wielu z nas jest jedynym, w którym chcieliby pracować. Jednak stale zagonieni rzadko znajdujemy moment, by zastanowić się nie tylko nad własną pracą, ale też rozwojem naszej dziedziny, oczekiwaniami zewnętrznymi wobec niej i opiniami na temat jej osiągnięć. Przystanąć na chwilę i spróbować z dystansu spojrzeć, co z tej krzątaniny wynika? Teraz mogę sobie na ten luksus pozwolić jako szczęśliwiec korzystający z urlopu naukowego. Jedną z okazji było przygotowanie się do dyskusji, którą zorganizował mój wydział. Zastanawiając się nad jej tematem, zacząłem także myśleć o roli naukowców w ich społecznych przestrzeniach.
Społeczna rola uczonych
S