Dobrych kilka lat temu Andrzej Mleczko stworzył karykaturę, która odnosiła się do jednej – spośród wielu – naszych nieco irracjonalnych skłonności, dla postronnych raczej niezrozumiałych. Oto z pola walki ucieka dwóch rycerzy. Za nimi grad strzał. Jeden ze szlachetnie podających tyłu mówi w niejakiej desperacji do towarzysza (w tzw. dymku komiksowym): Mam już dosyć tych cholernych moralnych zwycięstw! Dzielny woj, na którego wojenna Fortunna ani spojrzeć łaskawie nie chciała, miał może i po dziurki w nosie tego doświadczenia, ale czy jego stanowisko podziela/ła reszta narodu? Kiedy pierwszy raz zobaczyłem ten rysunek, odniosłem go do czegoś minionego. Stałe nabożeństwo do narodowych klęsk wydawało się wtedy nieco już przemijającą formą okazywania patriotyzmu. Jednak teraz mamy – takie jest moje wrażenie – nawrót do rozpamiętywania moralnych zwycięstw, czyli klęsk, porażek, tragedii i dramatów. Znów wychodzi na to, że to jest jedyna szlachetna wiktoria, jaką należy cenić. Im gorzej, im więcej zniszczeń, trupów, tym właściwie lepiej, szlachetniej, wspanialej… O czym to może świadczyć? Jak tłumaczyć taki powrót historii afirmatywnej, gdy raczej trzeźwego namysłu trzeba, a nie bałwochwalstwa? Przypadek, czasowa moda, a może powrót naszych polskich upiorów?
Paragraf a historia
Od jakiegoś czasu wokół historii, historyków, polityki historycznej trwa ożywiona dyskusja, w której mieszają się głosy najróżniejszego rodzaju i wagi. Śledzę je dość uważnie i nie mogę pozbyć się wrażenia, że historia jest w opinii części uczestników tej wymiany poglądów przede wszystkim jakimś kłopotem, zagrożeniem, które musimy zwalczać nie tylko czujnością i kontrolą, ale wyrokiem sądu. Przeszłość, oprócz tego że stanowi przedmiot badań i edukacji, jest też ogromnym rezerwuarem argumentów, haseł i kostiumów na każdą okazję. Ludzie odwołują się do niej w różny sposób, mądrze i głupio. Czasem naginają interpretacje, czasem wręcz kłamią, czasem się mylą. I co z tym zrobić?
Jeszcze raz pro domo sua
Dyskusja, do której impulsem stał się pewien artykuł o rzekomym uprawianiu propagandy przez polskich niemcoznawców, ciągle trwa. Wczoraj głos zabrał na swoim blogu prof. Ryszard Stemplowski. Dzisiejsza „Gazeta Wyborcza” zamieściła artykuł Adama Leszczyńskiego. Poniżej linki do tych tekstów, jak i do krótkiego wywiadu ze mną w GW (dziękuję za możliwość publikacji na blogu).
Którędy do Pacanowa?
Od kilku dni obserwuję wzmożony ruch na moim blogu i stronie internetowej. Powinno mnie to cieszyć. W wykazie moich publikacji na stronie nie zamieszczam wpisów na blogu, a jest już ich prawie 400. Ponieważ ostatnio niektóre tematy szczególnie interesują czytelników, postanowiłem zrobić małą ściągę. Na pierwszy ogień pójdą wpisy o niemieckim miniserialu „Nasze matki, nasi ojcowie“ oraz o zwrocie „polskie obozy koncentracyjne” i penalizacji historii.
Polski widoczny znak w Berlinie
Nowy polski rząd nie bardzo potrafi lub nie chce znaleźć wspólnych tematów w rozmowach z niemieckim partnerem. Minęło kilka miesięcy od przejęcia władzy przez PiS i po ogólnych deklaracjach utrzymania dobrych stosunków, niczego konkretnego nie zaproponowano. Pogorszyła się za to atmosfera w relacjach, tu i tam odgrzebano antyniemieckie resentymenty, a za Odrą wezbrała fala krytycznych komentarzy o rządach PiS.