Objawów rozdwojenia jaźni w naszym społeczeństwie, jak i na szczytach władzy nie brak. Nie ma co przypominać po raz n-ty różnych przejawów rozmijania się szczytnych deklaracji, wielkich słów (wygłaszanych z patosem i nierzadko ogniem w oczach) i skrzeczącej, wykoślawionej rzeczywistości. Był czas, że się tego wstydziliśmy. Teraz się z tym godzimy ze wzruszeniem ramion, ba! uważamy za normalne. A niektórzy nawet nie kryją zadowolenia i dumy, wzywając do serwowania tego samego, tylko szybciej i w większej ilości. Po tym bowiem można poznać wspaniały etap odzyskiwania suwerenności (o kolanach już lepiej nie mówić).
Narodowa histeria
Tak naprawdę to powinienem sobie już odpuścić. Im dłużej śledzę tzw. media narodowe, tym bardziej narasta u mnie irytacja, wręcz złość. Rażące uproszczenia, jakieś mniej lub bardziej zakamuflowane insynuacje, podporządkowanie wywodu z góry sformułowanej tezie, atmosfera świętego oburzenia na rzekomy spisek i złowrogie siły wkoło nas. Ostatnie wzmożenie działań wokół „polskich obozów” jest dobrym przykładem rozgrywania sprawy ważnej i wymagającej wielostronnych działań w jakiejś (wewnątrz-)politycznej grze. W telewizji państwowej obejrzałem dwa programy, wysłuchałem kilku wywiadów i przeczytałem z tuzin tekstów. Już dawno nie spotkałem się z tak wielką ignorancją, mieszaniem faktów i fałszerstw, odgrzewaniem i tworzeniem nowych teorii spiskowych. Najbardziej niebezpieczne jest to, że w roli rzeczoznawców występują osoby ze stopniami, tytułami naukowymi, zapewniając oczywistym nieraz bredniom aurę naukowości i zaufania.