Dziennikarz gazety „FAKT“ zwrócił się do mnie w bulwersującej sprawie. Jeden z uczestników szkolnej wycieczki do muzeum i miejsca pamięci w dawnym obozie koncentracyjnym Gross Rosen dał się sfotografować przed szubienicą w jednoznacznej pozycji. Nieważne czy rzeczywiście oddawał się tej fizjologicznej czynności, czy pozorował ją dla „beki“, dokonał jednak aktu bezczeszczenia, obraził pamięć ofiar obozu i znieważył wszystkich zaangażowanych w upamiętnienie ich cierpienia. Następnie zdjęcie zamieszczono na twitterze, co dowodzi zamierzonego celu całej „akcji“ ze strony nastolatka i jego kolegów. Dziennikarz chciał poznać moje zdanie, „jak powinny być karane tego typu przestępstwa tak, by nie powtarzały się w przyszłości?“. Przekaz do gazety wymaga skrótowości, ale sprawy nie można jednak skwitować trzema zdaniami. Postanowiłem więc moimi przemyśleniami podzielić się na blogu.
Kino, szkoła, ulica, dom…
Od wczoraj miałem być w Berlinie. Nie dojechałem. Przez kilka godzin stałem na autostradzie A4 uwięziony z innym kierowcami w wielokilometrowym korku. Był piękny słoneczny dzień, podobno bardzo niebezpieczny na drogach. Gdzieś przed nami doszło do wypadku z udziałem kilku aut. Nie małem szans dojazdu na czas, by wziąć udział w dyskusji. Po otwarciu przejazdu pozostał więc powrót do Wrocławia. Dziś, ciesząc się kilkoma wolnymi godzinami (nie siedzę wszak w samochodzie z Berlina), czytam prasę. Niebezpieczne dla zdrowia zajęcie. Po raz kolejny teksty o nowym filmie (TYM filmie) i wysyłaniu na niego uczniów przez gorliwych dyrektorów szkół. Przytacza się za i przeciw takim wyjściom. Zabrakło mi w tych wypowiedziach jednej sprawy. Czy nasza szkoła jest przygotowana do podejmowania tematów ze współczesności, ciągnących za sobą długi ogon politycznej walki (przy naiwnym założeniu, że ten seans lub jakiś spektakl czy wystawa to jedynie wstęp do dyskusji)? Czy nie mamy do czynienia z kolejną próbą upolitycznienia szkoły?