To jedna z ikon II wojny światowej. Zdjęcie bardzo szybko obiegło świat. Jego autor, syn żydowskich emigrantów z Rosji, Joe Rosenthal, nie przewidywał, że odniesie tak spektakularny sukces. Na fotografii sześciu żołnierzy marines z dużym wysiłkiem stawia maszt z flagą amerykańską na szczycie Iwo Jimy. O tą niewielką, ale strategicznie położoną wyspę toczyły się niezwykle krwawe walki. Fotografia Rosenthala zainspirowała wielu twórców. I dziś, po siedemdziesięciu latach, w ujęciu tym czuć dramatyzm, ekspresję, wyjątkowość chwili.
Praeceptor Germaniae
Od kilku dni czytam różne teksty o zmarłym dwa tygodnie temu byłym kanclerzu RFN, Helmucie Schmidtcie. Stacje telewizyjne w Niemczech przypomniały filmy i wywiady, gazety zamieściły ciekawe szkice biograficzne. Wkrótce ma się ukazać biografia Schmidta niemieckiego dziennikarza, znanego także w Polsce, Guntera Hoffmanna. Śledząc te różne dowody zainteresowania zmarłym Kanclerzem, zauważyłem, że w Polsce niewiele miejsca poświęcono Jego postaci. Czy słusznie? Czy Jego niewątpliwie pełen rezerwy stosunek do opozycji antykomunistycznej w Polsce powinien określać nasz stosunek do Niego dzisiaj?
Wielka wędrówka
Jednym z nieodłącznych zjawisk wojny są ogromne przemieszczenia ludności. Różne były ich powody, ale sprowadzały się do jednej zasadniczej przyczyny: przemocy lub zagrożenia nią. Jedni uciekali przed zbliżającym się frontem, innych zmuszano do pracy przymusowej, jeszcze innych deportowano czy wyrzucano z domów z obszarów kolonizowanych przez zwycięzców. Wielu traciło nie tylko swą „małą ojczyznę“, podstawy egzystencji, a nierzadko i życie. Pod koniec wojny i w pierwszych miesiącach pokoju ilość ludzi „na drogach” uległa zwiększeniu. Zaczął się okres powrotów lub dalszej emigracji. Zmiany granic wywołały kolejne przesunięcia milionów ludzi. Masowość tego zjawiska starał się uchwycić francuski filmowiec i fotograf Henri Cartier-Bresson (1908-2004). W 1945 r. nakręcił film „Powrót“. W czasie prac nad dokumentem w obozie przejściowym dla robotników przymusowych Francuz zrobił zdjęcie, które stało się jedną z ikon fotografii tego burzliwego okresu.
Podniebne muzeum
Niemcy są coraz bardziej popularnym celem krótkich wypadów. Polacy odwiedzają je na różne sposoby. Organizowane są wyjazdy przez biura podróży, sporo osób udaje się na „własną rękę“. Podróżowanie po Niemczech nie jest już tak kosztowne jak przed laty. Ceny zbliżone są do polskich, oferta bogata i zróżnicowana. Ostatnio odwiedziłem przyjaciół w Dessau. Miasto i region, Saksonia-Anhalt, obfitują w liczne zabytki, które koniecznie trzeba zobaczyć. Dessau wielu wiąże z Bauhausem, ikoną designu. Miłośnicy natury pamiętają o pięknych ogrodach w pobliskim Wörlitz. Dessau kojarzę także z serią zdjęć, które wykonał jeden z francuskich mistrzów aparatu, Henri Cartier-Bresson. Pokazywały one robotników przymusowych w zakładach Junkersa, którzy krótko po wyzwoleniu asystowali przy przesłuchaniu szpicla gestapo. Dzisiaj po wielkich zakładach Junkersa niewiele pozostało, w 1945 r. zostały zniszczone w trakcie dywanowych nalotów. W jednej z hal produkcyjnych otwarto w 2001 roku muzeum techniki, które warto zwiedzić przy okazji pobytu w Dessau.
Berlin we francuskim obiektywie
Do rąk trafił mi starannie wydany album zdjęć francuskiego fotografa, członka prestiżowej agencji fotograficznej Magnum, Raymonda Depardona pt. Berlin. Fragmenty niemieckiej historii. Zamieszczono w nim prace artysty z ostatniego półwiecza. Depardon wielokrotnie odwiedzał Niemcy, szczególnie upodobał sobie Berlin. Już przy kartkowaniau albumu poznajemy, czym interesował się autor, co przyciągało jego uwagę, do których miejsc powracał. Nie brak w nim zdjęć zapadających w pamięć, jak choćby to z dziećmi, które postawiły mur z cegieł jako rekwizyt swych podwórkowych zabaw. Fotografia powstała kilka miesięcy po wzniesieniu muru dzielącego miasta. Dziecięca budowla znajdowała się kilkadziesiąt metrów od prawdziwej. Albo inne zdjęcie, na którym widzimy młodego człowieka siedzącego na szczycie muru berlińskiego i wykrzykującego coś w powietrze. Jest listopad 1989 r.