Z Ulm dotąd niewiele kojarzyłem. Niewiele więcej niż punkt na mapie. Rokrocznie mijaliśmy to miasto w drodze za Alpy. Pamiętam wprawdzie, że pierwszy proces w RFN w 1958 r. wytoczony zbrodniarzom nazistowskim odbył się właśnie tu, ale nic ponadto. W tym roku pojawiła się okazja poznać Ulm bliżej. Postanowiliśmy zjechać z trasy w drodze na włoskie wakacje i – jak to czynimy co roku – bliżej poznać jedno z niemieckich miast leżących na trasie przejazdu. Wybór okazał się trafny, Ulm warte jest zwiedzenia.
Miasto siedmiu wzgórz
Z Bambergiem niewiele miałem dotąd skojarzeń. Pocztówkowy widok średniowiecznego miasta ze strzelistymi wieżami kościołów. Romańska katedra ze słynną rzeźbą rycerza na koniu. I oczywiście poznańscy Bambrzy, potomkowie frankońskich osadników z XVIII wieku. Miasto wiązałem również z postacią zamachowca na Hitlera, pułkownika Clausa von Stauffenberga, który w tutejszych koszarach rozpoczynał swą karierę wojskowego. Przed wyjazdem poczyniliśmy małe przygotowania. Nocleg znaleźliśmy w sąsiednim Hallstadt (miasteczko oddalone o 4 kilometry od Bambergu). Hotel Goldener Adler okazał się dobrym wyborem, miło spędziliśmy tam noc, mimo ogromnego upału. Podmiejski autobus wygodnie i tanio dowiózł nas do centrum Bambergu, uwalniając od troski o miejsce do parkowania. Jego poszukiwanie jest już niestety stałą zmorą wszystkich turystów.
Granica, granica
Ten budynek intryguje mnie, od kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy przed trzema laty. Schowany za płotem, otoczony rosnącą samopas zielenią. W zestawieniu z sąsiednimi budynkami wygląda raczej przygnębiająco. Wyłamane okiennice, szyby rozbite, osypujący się tynk. Trochę lepiej prezentuje się od strony jeziora. Na murze można jeszcze odczytać napis ułożony z wielkich liter „Guardia di finanze” (policja celna). Zdewastowany i opuszczony budynek przywołuje różne skojarzenia. Kiedyś strzegł prawa i kiesy państwa, dzisiaj – w epoce nieskrępowanego przekraczania granicy – stał się bezużyteczny. Pozostawiony samemu sobie z biegiem lat popadł w ruinę. Jadąc do Menaggio, w ciągu doby przekroczyłem kilka granic i ani razu nie byłem kontrolowany. To wspaniałe uczucie, jedna z wielu korzyści bycia cześcią zjednoczone Europy. Ale docenić ją może tylko ktoś, kto pamięta dawny ucisk w żołądku na widok szlabanu granicznego i pilnujących go funkcjonariuszy.