Nasz pobyt we Włoszech dobiega końca. Na podsumowanie jest jednak jeszcze za wcześnie. Notatki trzeba uporządkować, zdjęcia obrobić, wrażenia przemyśleć… Do kraju zabieramy sporo nowych kontaktów, wiele miłych chwil i ciekawych obserwacji. Cieszymy się, że dopisała nam kondycja i poruszanie się pieszo nie było problemem. W jednym z wcześniejszych wpisów obiecałem napisać kilka zdań o kuchni włoskiej. Nie chcę się narazić na krytykę, o jej zaletach napisano przecież już tyle. Więc tylko jedna uwaga. Dzisiaj po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że najlepsza kuchnia jest prosta, nie wymaga wielkich nakładów, mnóstwa przypraw i wielogodzinnych starań. Po prostu powinna smakować.
Olbrzym
Chiavenna, miejscowość oddalona ok. 25 km od jeziora Como, nie zwróciła dotąd naszej szczególnej uwagi. Po raz pierwszy przejechaliśmy przez nią w drodze do Menaggio trzy lata temu. Potraktowaliśmy ją jak jedną z wielu mijanych miejscowości. Po raz drugiu usłyszeliśmy o niej w okolicznościach gastronomicznych. W czasie biwaku w schronisku Alp de Volt Antonietta przygotowała przepyszne żeberka na kamiennej płycie zastępującej tam grill. Okazało się, że specjalnie obrobiony kamień pochodził z Chiavenny. Zajrzeliśmy do przewodnika. Okazało się, że miejscowość znana jest z wyrobów z kamienia oraz pobliskiego wodospadu. Postanowiliśmy urządzić sobie mały wypad na północ, jednak z powodu zmiennej pogody udało się to dopiero dzisiaj. Wycieczkę odbyliśmy w miłym towarzystwie naszych gospodarzy, którzy bardzo lubią Chiavennę. Zwiedzić ją jest z pewnością warto, choć trzeba zaplanować sobie więcej czasu niż my mieliśmy do dyspozycji.
Koncert na wiele dzwonków
Droga do punktu wyjścia była bardzo kręta. Pokonanie jej autem wymagało ogromnej wprawy. Z rana zabrał nas Andrea, nasz miły gospodarz i przewodnik. Po pół godzinie szaleńczej jazdy tutejszymi drogami dotarliśmy do celu. Pogoda dopisała, z godziny na godzinę temperatura rosła. Naszym celem było Monte Bregagno (2107 mnpm). W tej części gór znaliśmy już Monte Grona, na którą wdrapaliśmy się dwa lata temu. Po kilku godzinach wędrówki dotarliśmy na szczyt, na którym powitał nas przepięknie wykonany krzyż. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w małym schronisku, w którym trwały przygotowania do jutrzejszego festynu. Po Alp de Volt, znanym nam już z poprzednich pobytów, to druga taka inicjatywa lokalnej grupy, która ratuje przed zniszczeniem dawne zabudowania pasterskie.
Ciao bello Lago di Como
Nasz tegoroczny wypad nad Lago di Como dobiega końca. Walizki już spakowane, ostatnie zakupy poczynione. Przyszedł czas na małe podsumowanie, zanim usiądziemy w aucie.
Projekt Alp de Volt
Taki projekt mogła zrealizować jedynie grupa przyjaciół i wielkich miłośników gór. Przez dziesięć lat na własnych plecach przenosili materiały budowlane do wzniesienia schroniska w górach. Były to worki z cementem, belki, poźniej elementy wyposażenia. Gdy stały już mury, helikopter przetransportował gotową więźbę dachową. Alp de Volt, bo tak nazwano schronisko, stanęło na wysokości 1340 m.n.p.m. Znajduje się mniej więcej w połowie szlaku wędrówkowego z malowniczej wsi Bene Lario do dużego schroniska Venini (1576 m.n.p.m), położonego między Monte Galbiga a Monte Crocione.