Miejsca pamięci okresu przełomu

M

Rok 1989 można traktować jako annus mirabilis. W następnych dwóch, trzech latach rozpoczęto mozolną budowę nowych podstaw politycznych, gospodarczych i społecznych. W szybkim czasie zerwano ze starym reżymem.  W pierwszej kolejności odeszły do lamusa historii symbole i święta, potem nazwy placów i ulic. Zaczęto też usuwać pomniki lub – jak to było w przypadku pomników poświęconych Armii Czerwonej – przesuwać je do mniej prestiżowych części miast. Jest to też okres – taką można wyrazić hipotezę – w którym powstało najwięcej miejsc pamięci i pomników związanych z okresem przełomu.

W przyszłym roku będziemy obchodzić 25 rocznicę przemian w Europie Środkowo-Wschodniej, które w konsekwencji doprowadziły do upadku systemu państw komunistycznych, odzyskania suwerenności, początku budowy systemu demokratycznego. Naturalnie datę tą należy traktować umownie. W zależności od kraju początki tego procesu można wskazać już kilka lat wcześniej. W Polsce zwraca się zwykle uwagę na narodziny opozycji demokratycznej po 1976 r., wybór w 1978 r. krakowskiego kardynała Karola Wojtyły, na papieża oraz powstanie NSZZ Solidarność” w 1980 r. Dużym echem nad Wisłą odbiła się pierwsza pielgrzymka papieża-Polaka do ojczyzny w rok po wyborze, podczas której w Warszawie na placu Zwycięstwa do zgromadzonych tłumów wiernych papież wypowiedział słowa, rychło przekształcone w profetyczny mit:

Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze Ziemi!… Tej Ziemi!.

Na marginesie warto dodać, że msza św. była wtedy transmitowana w telewizji, jednak władze komunistyczne zadbały, by nie można było dostrzec tłumów.

Wydarzenia w następnym roku faktycznie odmieniły Polskę. W wyniku porozumień sierpniowych w Polsce powstał pierwszy w bloku komunistycznym związek zawodowy „Solidarność“. Do historii przeszło zdjęcie przywódcy ruchu, Lecha Wałęsy, który w klapie marynarki miał odznakę z Matką Boską Częstochowską a w ręku wielkich rozmiarów długopis. Kolejne miesiące „karnawału Solidarności“ coraz bardziej wywierały wpływ na tworzenie się podstaw późniejszego społeczeństwa obywatelskiego. Ten żywiołowy rozwój przerwano w wyniku wprowadzenie stanu wojennego. Z tego okresu zachowało się wiele ilustracji, które stały się bardzo szybko ikonami. „My i oni“ – ten podział na władzę i społeczeństwo, „oni i my” pozwalał przez kolejne lata utwierdzać się w swych racjach, sytuacja długo nie zmuszała do szukania kompromisów. Będzie miała też znaczny wpływ na ocenę różnych postaw wobec komunizmu w późniejszych latach.

Źródło: chbeck

Na potrzeby tego artykułu skorzystałem z definicji „miejsc pamięci”, których częścią są „pomniki”, zaproponowanej przez Etienne Francois i Hagena Schulze:

(…) Miejscami pamięci – pisali – mogą być zarówno zjawiska natury materialnej, jak i niematerialnej, należą do nich zarówno realne, jak i mityczne postaci, wydarzenia, budynki i pomniki, instytucje i pojęcia, książki i dzieła sztuki – można by zatem posłużyć się dzisiejszym terminem „ikona”. (…) [Miejsca pamięci] to długotrwałe, konstytutywne dla wielu pokoleń punkty krystalizacyjne pamięci zbiorowej i tożsamości, które stanowiąc cześć społecznych, kulturowych i politycznych zwyczajów, zmieniają się w zależności od tego, jak zmienia się ich postrzeganie, przyswajanie, używanie i transponowanie. [… Chodzi zatem o miejsce] jako metaforę, jako topos w dosłownym tego słowa znaczeniu. Miejsce nie jest przy tym postrzeganie jako skończona całość; wręcz przeciwnie: stanowi ono element realnej, społecznej, politycznej, kulturowej lub wyobrażonej przestrzeni.

Tak rozumiane „miejsca pamięci” mogą stać się elementem „kultury pamięci” poprzez – jak proponuje w ostatniej swej książce niemiecka badaczka, Aleida Assmann – „zawłaszczenie historii przez grupę„. To „zawłaszczenie” może być pozytywne lub negatywne. Autorka powołuje się przy tym na trzy typu wykorzystania przeszłości: pamięć monumentalna, antykwaryczna i krytyczna. Ta trzecia z wymienionych pamięci rozwija „rewolucyjną siłę, osądzają, oceniając i niszcząc„. Za pomocą „kultury pamięci – piszę dalej Assmann – wzmacniają grupy swoją tożsamość, potwierdzają swe wartości, wspierają ich samoświadomość i ich zdolność do działań”. W ostatnim 30-leciu udało się w Polsce stworzyć pewien konglomerat miejsc pamięci, choć każde z nich – co trzeba mieć na uwadze – może budzić odmienne reakcje. Często są one przedmiotem ożywionych debat, nieraz manipulacji lub instrumentalizacji. W dalszej części wystąpienia chcę zwrócić uwagę na wybrane „miejsca pamięci” polskiej demokracji okresu przełomu.

Źródło: chbeck

Bez wątpienia jednym z pierwszych miejsc pamięci okresu przełomu jest „okrągły stół“. Na zachowanych zdjęciach widać ogromnej wielkości mebel, przy którym zasiedli po raz pierwszy od lat przedstawiciele władz i opozycji. W wielotygodniowych dyskusjach (luty-kwiecień 1989 r.) udało się obu stronom wypracować kompromis. Opracowano nową ordynację wyborczą, określono kompetencje prezydenta, utworzono drugą izbę parlamentu (senat). Władze zastrzegły sobie jednak 65% w sejmie dla swych przedstawicieli, opozycji pozostała reszta. W wyborach do senatu nie przewidziano tych ograniczeń.

Foto: 4 czerwca. Barwy kampanii. Źródło: Muzeum Historii Polski

Symbolem tzw. kontraktowych wyborów stał się plakat zaprojektowany przez wtedy studenta warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych Tomasza Sarneckiego. Widzimy na nim amerykańskiego aktora westernowego Gary Coopera, który w ręku trzymał nie rewolwer, a kartę do głosowania. Napis nawiązywał do tytułu westernu z 1952 r. „W samo południe“. Pomysłodawcą tego plakatu był opozycjonista Henryk Wujec, pieniądze na druk dali związkowcy z Europy Zachodniej. Wydrukowano 10 tys. Sztuk, które niemal w ostatniej chwili znalazły się na ulicach Warszawy i innych miast. Bezkompromisowy, choć zmęczony życiem szeryf  (figura działaczy „Solidarności”) raz jeszcze staje do walki, tym razem bezkrwawej, według reguł demokracji… W 1999 r. ówczesny minister spraw zagranicznych, Bronisław Geremek, po wymianie dokumentów z uroczystości podpisania wstąpienia Polski do NATO, przekazał Bibliotece Kongresu USA oryginał plakatu. Miał wypowiedzieć wtedy słowa: „Ten plakat pomógł nam wygrać“.  Z okazji 25 rocznicy wyborów z 4 czerwca na budynku nieczynnej polskiej ambasady w Berlinie zawisł baner z najsłynniejszym plakatem politycznym czasu przełomu, by przypomnieć o polskim wkładzie w proces destrukcji bloku wschodniego.

W dniu wyborów widzowie przed telewizorami wysłuchali słów, które również zyskały status symbolu. Wywiad z aktorką, Joanną Szczepkowską, nie zapowiadał niczego szczególnego. Telewizja polska w tym czasie należała do stosunkowo nudnych. Na ekranie można było jednak zobaczyć całkowicie wyluzowaną aktorkę, która z dużą swadą i gestykulacją odpowiadała na drętwe pytania dziennikarki. W pewnym momencie zaproponowała jej zamianę ról. Dziennikarka zgodziła się, a aktorka wcielając się w telewizyjną spikerkę powiedziała do widzów w całym kraju: „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm“.

Foto: Fragment wystąpienia J. Szczepkowskiej w TVP. Źródło: youtube

W wyniku wyborów do parlamentu premierem został polityk opozycyjny, Tadeusz Mazowiecki. Z jego osobą kojarzone jest inne miejsce pamięci: sformułowanie „gruba kreska“, które wywołało kontrowersje (i nadal je budzi). W czasie sejmowego expose z 24 sierpnia 1989 r. premier Mazowiecki mówił m.in. o stosunku do przeszłości komunistycznej

Rząd, który utworzę, nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy. Ma ona jednak wpływ na okoliczności, w których przychodzi nam działać. Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania.

Określenie „gruba kreska“ przez część środowiska opozycyjnego zostało odczytane, wbrew zamiarom premiera, jako niechęć do rozliczenia z reżymem komunistycznym i jego przedstawicielami. Wybuchła ogromna dyskusja, która podzieliła ostatecznie środowisko opozycyjne. Zwłaszcza ugrupowania konserwatywne do dzisiaj widzą w tym określeniu dowód na brak przyzwolenia na całkowitą lustrację, a tym samym dekomunizację. Wytykają też pobłażliwość nowych władz wobec środowisk postkomunistycznych, politycznych i gospodarczych. Po latach Tadeusz Mazowiecki musiał gorzko stwierdzić:

To, co miało być – i było – cechą naszej wielkości w owych przełomowych miesiącach, drogą do zespolenia narodu w jego trudnym przejściu do nowej rzeczywistości – za sprawą tego, co wyrażał ukuty stereotyp – wracało później jak bumerang niosący truciznę podziału i nienawiści.

Zaskakiwać może, że w tym okresie przełomu nie odnotowano w Polsce żadnego utworu, który mógłby posłużyć za hymn całego procesu zmian. Takie pieśni w latach 1980-81 przecież powstały i były popularne. Można się zastanowić nad przyczynami. W Polsce było kilku bardów, którzy w swych pieśniach przypominali różne fragmenty dziejów Polski. Najbardziej znanym z nich był Jacek Kaczmarski. Po wyjeździe na Zachód, można go było słuchać w Radio Wolna Europa. Kasety magnetofonowe z jego muzyką należały do pożądanych elementów „wyposażenia” młodego politycznego kontestatora. Jednak jego twórczość wpisywała się – jak się wydaje – w inny nurt historii Polski, nurt martyrologiczny. Przypominał w niej dni chwały, choć i cienie. Piętnował działania zaborców, potem ZSRR, polską lekkomyślność, naiwność polityczną. Wzywał do czynów, ale i pokazywał dramatyczne konsekwencje polskich szaleństw politycznych. Być może brak tragicznych wydarzeń w okresie przełomu, w które tak obfitowała wcześniejsza historia Polski, paradoksalnie obezwładnił artystów, którzy nie mogli go już potraktować zgodnie z narodowym kanonem zmagania się z Historią i Polityką.

Foto: Muzeum Powstania Warszawskiego.

Wydarzenia roku 1989 r. z ich pokojowym przebiegiem były bowiem w polskiej historii bez precedensu. Szukanie kompromisu, stosowanie go, dialog nie należały do naszych typowych doświadczeń życia publicznego, przecież jeszcze dekadę wcześniej  argumentem władzy były czołgi na ulicach . Szczególnie ten problem będzie widoczny w okresie rządów ugrupowań konserwatywnych w drugiej połowie pierwszego dziesięciolecia XXI wieku. Nowe władze dążyły do zerwania z błędną i szkodliwą – jak uważały – polityką historyczną wcześniejszych rządów i postanowiły nawiązać do nowych mitów założycielskich.

Bardziej dramatycznych, heroicznych i… Krwawych, w konfrontacji z którymi „okrągły stół” był niemalże karykaturą  legendy narodowej. Mitem takim nie miało być jednak żadne z wydarzeń walki opozycji komunistycznej po wojnie, a antyniemieckie (i w sferze politycznej antyradzieckie ) Powstanie Warszawskie 1944. W opinii ugrupowań konserwatywnych Powstanie – choć zakończone kapitulacją, zagładą stolicy i 150 tys. zabitych – nie było druzgocącą i osłabiającą naród klęską. Wykazało ogromne moralne zwycięstwo walczących, którzy w obronie ojczyzny byli skłonni masowo i bez pytania o sens poświęcać swe życie.

Ten martyrologiczny aspekt dziejów Powstania ukazano zwłaszcza w warszawskim muzeum tego wydarzenia, jednej z najnowocześniejszych placówek historycznych w Polsce. Innym mitem była oczywiście Solidarność, z której część polityków ugrupowań konserwatywnych się wywodziła. Spore kontrowersje budził jednak dla nich przywódca Solidarności, którego zaczęto oskarżać o współpracę ze służbami specjalnymi i tym samym deprecjonować jego zasługi. W jego miejsce stawiano innych bohaterów za przykład. Rok 1989  określano mianem „zdrady narodowej” i tym samym nawiązywano do okresu sprzed zaborów w XVIII w. Ten dychotomiczny sposób postrzegania przeszłości, wydarzeń i pamięci o nich zachował się do dziś i stale konkuruje ze sobą (odpowiedzą na muzeum powstania Warszawskiego jest – jak się wydaje – Muzeum II wojny światowej w Gdańsku). Ta wielka wojna polityczna i ideologiczna w obozie postsolidarnościowym w oczach rzesz społeczeństwa przyczyniła się niestety do deprecjacji zasług Solidarności i umocniła ambiwalentny stosunek do początków demokratycznej Polski.

Foto: Przemówienie L. Wałęsy w kongresie. Źródło: youtube.

Lech Wałęsa, postać-ikona w oczach świata, w kraju tak już postrzegany nie jest, również z racji własnych działań politycznych. Stąd takie wydarzenia z jego udziałem jak wystąpienie przywódcy Solidarności w kongresie Stanów Zjednoczonych w dniu 15 listopada 1989 r., teoretycznie światnie nadające się na symboliczne miejsce pamięci, jako takie chyba nie egzystuje. Było to wydarzenie bez precedensu, nie tylko w dziejach Polski. Wałęsa był trzecim cudzoziemcem, który dostąpił tego zaszczytu. Przemówienie stale przerywano oklaskami na stojąco.  Zaczął je od nawiązania do konstytucji USA, mówiąc „My naród…“. Z pewnością na tak owacyjne przyjęcie wpłynęła też jakość tłumaczenia. Wałęsa mówił prostym, zwięzłym językiem. Tłumaczył go polski dziennikarz, korespondent „Gazety Wyborczej“ w USA, Jacek Kalabiński.

My, naród! Oto słowa, od których chcę zacząć przemówienie“ – mówił Lech Wałęsa. Motyw z przemówienia L. Wałęsy wykorzystywano w późniejszych latach, pojawił się także w muzyce rockowej. Podobne znaczenie symboliczne miało też przekazanie Lechowi Wałęsie, w dniu objęcia przez niego urzędu prezydenta, insygniów prezydenckich II RP przez ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie, Ryszarda Kaczorowskiego. Po II wojnie światowej na emigracji nadal wybierano polskie władzę, choć de facto nie były one już uznawane przez państwa zachodnie (za wyjątkiem Watykanu) i zapomniane przez Polaków w kraju. Symboliczne wydarzenie miało być ważnym znakiem, że udało się wznowić ciągłość władzy po jej przerwaniu przez okres komunistyczny, że po II RP nadszedł czas III RP.

Zakończeniem pewnej epoki – choć innego charakteru – było niszczenie lub usuwanie symboli z minionej epoki, związanych z nią miejsc oficjalnej pamięci. Na pierwszy ogień poszły pomniki, tablice pamiątkowe. Do spektakularnego zniszczenia pomnika- symbolu zniewolenia doszło w Warszawie w listopadzie 1989 r. Usunięto wtedy monument Feliksa Dzierżyńskiego, szefa Czeki, który stał tam od 1951 r. Do dzisiaj kursuje w necie film z tego wydarzenia. W to miejsce zaczęto fundować pomniki dotąd zapomnianym bohaterom, nazywać place ich imieniem, zmieniać nazwy ulic, dodawać nowe święta. W tym kontekście należy choćby wspomnieć o pomniku Powstania Warszawskiego, czy pomniku Golgota Wschodu. W byłym ZSRR otwarto w miejscach kaźni Polaków wojskowe cmentarze, a o uroczystościach rocznicowych na nich informuje się w mediach.

Na przykładzie Warszawy można zobrazować skalę tego zjawiska. W latach 1989-2012 zbudowano 43 pomniki. Większość z nich poświęcono II wojnie światowej oraz wydarzeniom historii powojennej (Pomnik Bohaterów Powstania Warszawskiego, prezydenta Starzyńskiego, Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej i in). Natomiast rozebrano 10 pomników, które były dedykowane wydarzeniom z przeszłości (Poległym w służbie i obronie Polski Ludowej) lub politykom minionego okresu (Władysława Gomułki, Georgi Dymitrowa, Juliana Marchlewskiego i in.). Zaczęły powstawać także instytucje, które wspierały działania w zakresie polityki historycznej państwa (lub je wspierają), jak silny ośrodek naukowo-edukacyjny w postaci Instytutu Pamięci Narodowej oraz Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Żydów Polskich, czy wkrótce Muzeum II wojny światowej. Trzeba jednak zaznaczyć, że instytucje te nie mogą być traktowane jako pokrewne, zbyt wiele je różni.

Foto: Pomnik „Golgota Wschodu”, Warszawa

Kreatorem nowych miejsc pamięci była zresztą także odchodząca władza, choć może działała nieświadomie. Grudką ziemi na trumnę starego reżymu było słynne wyprowadzenie sztandaru PZPR w styczniu 1990 r. Mieczysław Rakowski, były premier i sekretarz generalny PZPR, rozwiązał wtedy oficjalnie partię, która istniała od 1948 r.  M. Rakowski powiedział: „Proszę o powstanie Towarzyszy, Towarzyszek i Towarzyszy. Sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – wyprowadzić“. Natomiast w przemówieniu stwierdzał:

(…) Przyjęliśmy uchwałę o zakończeniu Partii, która, moim zdaniem, niezależnie od tego wszystkiego co było powiedziane o niej, co ja wczoraj powiedziałem, odegrała wielką historyczną rolę, czy się to komuś podoba czy nie w życiu narodu polskiego, co więcej wrosła w jego świadomość. I dziś kończąc, żegnając się z nią, wcale nie uważam, że kładziemy ją do trumny, tylko zamykamy pewien rozdział w historii, pogmatwanego wprawdzie, ale także bogatego w twórcze osiągnięcia polskiego rewolucyjnego ruchu robotniczego.

Z perspektywy czasu można stwierdzić, iż po 1989 r. powstało w Polsce wiele miejsc pamięci i pomników, które wspierają pracę nad pamięcią. Ich ranga, obecność w świadomości, siła oddziaływania, wreszcie forma są bardzo zróżnicowane. Wspólne, a zarazem nowatorskie jest to, że nie należą tylko do tradycyjnego rytuału kultu narodowego, który w Polsce ma wymiar przede wszystkim martyrologiczny. Takie są te z nich, które odwołują się do II wojny światowej, jej aspektów marginalizowanych wcześniej przez komunistów. Te związane z upadkiem PRL mają odmienny charakter, związane są z innymi emocjami. W tym też kryje się ich pewna słabość, nie mają takiej mocy oddziaływania, jak miejsca hołdu dla ofiar. W dodatku pamięć o tym czasie jest nadal żywa i budzi spore kontrowersje, podsycające bieżące spory polityczne, ale też nie gasnące właśnie dzięki tym sporom.

Wieloletnie debaty nad sprawą lustracji są tego dobrym przykładem, podobnie jak próba zdewauowania terminu III RP i wypromowania IV RP, nie skażonej „grzechem założycielskim” w postaci ugody z komunistami . Polska pamięć o najważniejszym wydarzeniu historii najnowszej nie jest prosta. Badania ankietowe przeprowadzone w ostatnich latach pokazują, że maleje zainteresowanie Polaków historią w ogóle. Ich wiedza o okresie przełomu 1989 r wykazuje – co może dziwić biorąc pod uwagę bliskość tych wydarzeń – spore luki. Jedynie część może poprawnie nazwać obecny ustrój polityczny, tylko połowa respondentów potrafiła wskazać poprawnie pierwszego niekomunistycznego premiera. Sprawą dyskusyjną jest to, jakie warunki należy spełnić i jakie wykorzystać instrumenty, by opisane miejsca pamięci elementy stały się w sposób bardziej widoczny częścią pamięci kulturowej. Budowane Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku może tu odegrać zasadniczą rolę.

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Wstaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »