1918 i 1989 z perspektywy prezesa

1
Immediate Byte

Wywiad z prezesem IPN, dr Jarosławem Szarkiem, należy przeczytać uważnie. Zawiera kilka sformułowań, które mogą zmrozić. Czy taka jest nasza wizja dziejów Polski XX wieku? Ma polegać na przeciwstawieniu sobie dwóch dat dotąd uważanych za fundamentalne: 1918 i 1989 r.? Jakie są powody tego, by konfrontować dwa wielkie wydarzenia najnowszej historii Polski, próbując podważyć wagę jednego z nich? Czy 1918 r., jak kilka innych dat, ma teraz zostać przytroczony do politycznego rydwanu jednej opcji politycznej? Tak jak próbowano już zagarniać inne ważne daty czy wydarzenia, przenosząc na przeszłość zażarty spór ze współczesności i odmawiając przeciwnikom prawa do ich uczczenia?

Według prezesa IPN, dr. Jarosława Szarka, Polska wybijająca się na niepodległość w roku 1918 nie różni się – takie można mieć wrażenie – od „odzyskanej“ Polski 2016 r. Nadal powinniśmy umacniać przede wszystkim swoją narodową tożsamość, nawiązywać do tradycyjnych wartości, wzmacniać wspólnotę narodową. Tak jakbyśmy dopiero co wyszli z zaborów, a działania tego typu rozwiązały wszystkie nasze problemy, odpowiadały na wszystkie wyzwania i zaspokajały wszystkie potrzeby. Ma się to oczywiście dziać na warunkach z góry dyktowanych przez jeden obóz polityczny, który sam sobie przypisuje prerogatywy określania zawartości pojęcia patriotyzm.

W tak kreowanym obrazie Polski nie ma miejsca na zróżnicowanie polskiego społeczeństwa (polityczne, ideowe, narodowe, wyznaniowe). Nasze członkostwo w Unii i Pakcie Północnoatlantyckim, przynależność do wspólnoty europejskiej (kulturowej, cywilizacyjnej) nie jest żadnym odniesieniem.

Taką wypowiedź można potraktować wzruszeniem ramion, można złośliwe skomentować, ale wskazane byłoby raczej poważne jej przemyślenie. Bo dokąd prowadzi nas ten sposób myślenia i działania? Wypowiada się wszakże ważny urzędnik państwowy, szef wpływowej instytucji, który wkrótce ma mieć chyba niczym nieograniczony wpływ na naukę historii w szkole i wszelką edukację i popularyzację historii (ministerialny zespół ds programu już pracuje). Chyba jednak konieczne jest tu zastrzeżenie, nie historii, a pewnej, bardzo uproszczonej, naiwnej w swej treści, ale i niebezpiecznej wizji historii.

Wywiad z prezesem IPN powinien wywołać dyskusję. Autor kreśli w nim dość jednostronną wizję historii Polski w XX wieku i konsekwencje z tego wynikające. Pretekstem do tych wypowiedzi jest rocznica Aktu 5 listopada 1916 r., w którym Niemcy i Austro-Węgry po raz pierwszy zapowiadały powstanie Królestwa Polskiego. Za kilka dni ma się odbyć dyskusja na ten temat w Pałacu Prezydenckim. Dla Szarka Polska dzisiaj stoi przed sformułowaniem odpowiedzi na pytanie, cytuję:

(…) czy fundamentem naszej tożsamości są wydarzenia sprzed stu lat, gdy Polska odzyskiwała niepodległość, czy kompromis z PRL-em z 1989 roku.

To bardzo dziwnie postawione pytanie. Po co tworzyć taki dylemat i wymuszać zerojedynkową odpowiedź? Historyk powinien wiedzieć, że bez klęski państw zaborczych Polska nie powstałaby tak szybko, jej wojenne zaangażowanie niewiele znaczyło, polskie jednostki były nieliczne (choć gotowe do poświęceń), a skłonność świata do spełnienia polskich marzeń ograniczona. Zanim nastąpiła wspaniała jesień 1918 r., wybijanie się na niepodległość było szeregiem różnych rozwiązań cząstkowych, kompromisów, politycznych układów, których efekt trudno było przewidzieć. Był to czas także sporów wśród polskich polityków różnych opcji. Nic nie było określone, od systemu politycznego po kształt granic, nawet granice polskiej samodzielności były niejasne.

Położenie na drugiej szali historycznego osądu roku 1989 jest nieporozumieniem, dowodzi albo niewiedzy o historycznym kontekście, albo zamiaru manipulacji. Kształt granic był określony i akceptowany międzynarodowo, celem była budowa demokracji liberalnej, bo obrano od początku kurs prozachodni. Czy naprawdę powinniśmy żałować, że z komunizmu wyszliśmy niemal bezkrwawo? Czy ta niepodległość jest przez to ułomna, bo jakieś takie tony odczytuję w wypowiedzi dr. Szarka? Niewarta szacunku, bo jest „kompromisem z PRL“, czyli jakby nam się to nie podobało, jakbyśmy nie próbowali Polski Ludowej wystawić poza nawias naszych dziejów, kompromisem polsko-polskim?

Nie będę tu przytaczał podstawowych faktów z dziejów III RP, to już byłoby uwłaczające dla nas wszystkich. Jeszcze dobrze pamiętamy, jaki był punkt wyjścia, jakie możliwości, jakie osiągnięcia, jakie błędy (w jakiej skali do uniknięcia, to inna sprawa) i jaka cena polskiej transformacji. Umiar w osądzie przyda się i tym budującym jej wyłącznie czarną legendę, i tym, którzy odpowiadają hagiografią. Odnosi się to także do oceny II RP. Zadziwiające jest jednak, jak lekko formułuje się (i nie mam tu na myśli tylko dr. Szarka) bezkompromisowe, piętnujące oceny III RP. Jak dziwne jest to, gdy robią tak także naukowcy, świadomi przecież skomplikowania procesów historycznych, niejednoznaczności ludzkich decyzji i poglądów.

Wizja lat 90. XX wieku dr. Szarka jest wręcz apokaliptyczna:

Pamiętam jak po 1989 roku modne było przywoływanie końca historii, miał przyjść nowy wspaniały świat, czas dobrobytu i pokoju. Jednym z warunków miało być wyzwolenie się z uwierającej pamięci o przeszłości, tradycji, chrześcijaństwa.

Nie przypominam sobie, by w polskiej rzeczywistości przełomu lat 80./90. postulowano „wyzwolenie się z uwierającej pamięci“. Wręcz odwrotnie. To czas wielkich debat i szerokich badań. Otwarcie archiwów przed historykami pozwoliło na wypełnienie białych plam w wiedzy o przeszłości. Odpadły obciążenia polityczne i kaganiec cenzury. Już o tym zapomnieliśmy? Już nie uważamy tego za ważne? Podobnie było w relacjach z państwami sąsiedzkimi.

Jedną z podstaw nawiązania dobrosąsiedzkich stosunków, było podjęcie dialogu o przeszłości, gotowość do debaty, nawet bolesnej i nieprzyjemnej. Uznano, że jest to potrzebne także dla nas samych, dla naszej dojrzałości jako narodu. Do pozycji chrześcijaństwa, a w naszym przypadku katolicyzmu, nie będę się odnosił. Zważywszy na obecną pozycję Kościoła katolickiego w Polsce, która zbudowana została w dużej części w poprzednich dwóch dekadach, sugerowanie, że doświadczył on jakiś strat i zniewag w wolnej Polsce, że próbowano go wyrugować z wpływu na społeczeństwo, polską tożsamość, jest bajdurzeniem lub złą wolą.

Dr Szarek reprezentuje bardzo konserwatywne podejście do państwa i jego funkcjonowania.

Dzisiaj największym wyzwaniem dla nas Polaków jest zbudowanie sprawnie działającego państwa – dowiadujemy się. Nie zbudujemy go bez bycia wspólnotą, a jej siłę dają wartości silnie utrwalone w tradycji i obyczaju, podtrzymywane przez rodzinę, dom. Dzięki temu przetrwaliśmy niewolę XIX wieku i totalitarne doświadczenia XX wieku. Dzisiaj te doświadczenia są kwestionowane i to budzi największy niepokój.

Co autor ma konkretnie na myśli? Sarmata XVIII w. (odkładamy na bok 90% ludności ziem polsko-litewskich tego czasu z jej doświadczeniem i wartościami) nie ożyje na naszych oczach. Ani wartości, ani tradycje i obyczaje nie są w dodatku skamielinami. Jak wszystko, co wytwarza społeczeństwo, zmieniają się! Czy w takim wymarzonym państwie-wspólnocie będzie jeszcze miejsce na różnorodność? Nie ma społeczeństwa obywatelskiego, jest wspólnota narodowa w państwowym imadle i historycznym kostiumie. Nie ma nawet dyskusji, na ile doświadczenia z czasów niewoli, braku dłuższego doświadczenia życia w systemie demokratycznym są przydatne w budowaniu nowoczesnego państwa.

A może to pytanie co najmniej niestosowne? W wywiadzie brak jest jakiejkolwiek refleksji o miejscu Polski w Europie, jej pozycji i roli, oddziaływaniu świata na nas (oczywiście można założyć, że na zewnątrz tylko zagrożenie i zgnilizna…). Tak jakbyśmy na bezludnej wyspie budowali państwo z pomocą kilku historycznych rekwizytów. Aktem scalającym ma być budowanie kopca poświęconego wielkiemu Polakowi (wszak już takie wznosiliśmy), ale pewni brzydcy ludzie rzekomo nie chcą tego, no i godni nie są.

A jak skomentować fragment poświęcony ONR? Oprócz infantylnej konstatacji, że młodzi to tacy radykalni są, ale wyrastają z wiekiem… A może ci młodzi mogliby trochę krytycznie pomyśleć, zakładając koszulki z jaszczurkami i kotwicami, husarią i wyklętymi, Piłsudskim i Dmowskim? W jednym zdaniu dr Szarek pomieścił dwa miejsca prześladowania skrajnej prawicy: Berezę Kartuską i KL Auschwitz, sugerując, że nastąpiło jakieś narodowe, ponadpolityczne pogodzenie się, bo i przywódcy PPS byli represjonowani przez Niemców. A czy obejmuje ono także skrajną lewicę? Wszak jej członkowie siedzieli w więzieniach sanacyjnych, a i z rąk niemieckich też ginęli? Aż by się chciało przywołać słynną frazę z Broniewskiego i łzę uronić…

Czy naprawdę dobrze jest tworzyć takie uproszczenia, które cały przedwojenny ruch narodowy mogą utożsamić z ONR, nawet z jego współczesną postacią, zapowiadającą w ulicznych marszach walkę o „Wielką Polskę Katolicką“? Jeszcze jakaś niedouczona młódź postawi na jednym poziomie Berezę a obozami niemieckimi i dopiero będzie pasztet. W PRL dyskusja o ONR była niemożliwa, wyjaśnia dr Szarek. OK, a teraz jest możliwa? Oby zapowiadane przez prezesa IPN kolejne prace o ruchu narodowym ją ułatwiały. Pozwolę sobie jednak powątpiewać.

I na koniec jeszcze o niefrasobliwym użyciu słowa kolaboracja. Historycy wiedzą, że określone terminy wiążą się z konkretnymi epokami i uwarunkowaniami, że ich przenoszenie grozi fałszowaniem obrazu. Ale przecież można się sprytnie zastrzec.

Musimy się nad tym zastanowić, pamiętając przecież, że część z naszych przodków, która żyła pod zaborami wcale tej niepodległości nie potrzebowała. Nie chodzi mi o to, że kolaborowała, ale na pewno dobrze się urządziła i była zadowolona ze swojej sytuacji. Bo to nie jest tak, o czym łatwo się zapomina, że wszyscy nasi przodkowie chcieli Polski.

Nie kolaborowała, dobrze się urządziła? Co to ma znaczyć w rzeczywistości XIX w., pamiętając o sporach wśród Polaków tego czasu, jaką drogę rozwoju i przetrwania narodu wybrać? A co z PRL? Mniejszość była gotowa do poświęceń, idąc szlakiem rozumowania dr Szarka. A większość co robiła? Jak określić życie kilku generacji? Kolaborowały, czy tylko dobrze się urządziły? Zastanówmy się, co z kultu „wyklętych“ może wyniknąć. Skoro ich postawa staje się oficjalnym i chyba jedynym wzorem zachowania patriotycznego, to może to wieść do postawienia pytania o oceny postępowania innych Polaków dekady powojennej i późniejszych. I to nie komunistów.

Bo czy możemy równocześnie być dumnymi z bezkompromisowości członków antykomunistycznego podziemia i tych, co po wojnie, nie zapisali się w szeregi nowej władzy, ale też nie wystąpili przeciw niej? Zabrali się do pracy, odbudowy, nauki, pisania książek, życia rodzinnego, chodzili na pochody pierwszomajowe i msze święte? To wtłaczanie polskiej historii w proste schematy może nas w końcu doprowadzić do takich właśnie absurdów.

By wzmocnić swe stanowisko, dr Szarek przywołuje słowa Jana Pawła II o patriotycznym wychowaniu. Jego zdaniem,  jest to program minimum, odrzucany „przez pewne środowiska, więc dziś o porozumieniu nie ma mowy“. I sprawa zamknięta, jeśli chodzi o fantazje o budowaniu wspólnoty. Jakie środowiska, kiedy artykułowały one to odrzucenie patriotyzmu? I czy na pewno patriotyzmu, o którym myślał papież? A co sądził on o wydarzeniach 1989 r., o wolnej Polsce, o Polsce w Europie?

Końcowe zapewnienie, że „IPN pomoże w nabyciu tej wiedzy“, czyli jak rozumiem prawdziwej wiedzy o naszej historii, którą powinniśmy „posiadać“, jest w rzeczy samej wspaniałą obietnicą.

Zob. także:

Przemek Wiszewski, Pamięć to nie historia. Instytut to nie nauka, „Humanities, stupid!“, 5.11.2016.

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

komentarze

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • Szanowny Panie Profesorze, dzisiaj strach się bać przywoływania osób z tytułami naukowymi. Z ubolewaniem – a i wstydem nierzadko – odnotowuję wypowiedzi i wystąpienia utytułowanych jegomości (dziwne, że kobiet w tej grupie jest znacznie mniej), za którymi kryje się coraz częściej pozoranctwo i podpieranie się ugruntowaną pozycją tej, kiedyś szczególnej kategorii w społeczeństwie. Głupich się nie sieje = sami się rodzą i namnażają. Powołanie instytucji IPN od początku było naznaczone polityczną skazą; towarzyszyło temu wyrwanie z rąk archiwistów zawodowych źródeł nazywanych później najróżniej. Za każdym jednak razem chodziło o wybiórcze traktowanie posiadanych, pozyskanych, zdobytych papierów i kwitów. Ze zrozumiałych względów nie miałem, nie mam i nie będę mógł mieć zaufania do produkcji – jakiejkolwiek – noszącej znaczek IPN. Nie oczekuję też od jego dyrektora – bez znaczenia czy doktora, czy profesora szkół prywatnych i wszelakich paranaukawych – zdolności do wpisania omawianych kwestii w kontekst historyczny, którego nie rozumieją, bo nie znają, i poznać nie zamierzają. Debata na poziomie sugerowanym przez aktualnego dyrektora IPN historykowi uwłacza. Źródła jego wiedzy są moderowane przez produkcję własną, hermetyczne przekonywanie swoich najbliższych interlokutorów o wyłącznych racjach własnych w tymi fundamentalnej, historycznej roli tzw. Żołnierzy Wyklętych, co wprowadził do obiegu chyba też prezydent Bronisław Komorowski.To już nie jest śmiech i chichot historii, to są po prostu jaja! Ale na koniec – nigdy nie kryłem się z tym, że historia to putana, która na starość awansuje, robi się statyczna i wymarzona, a nawet pretenduje do aureoli świętości. Pozdrawiam Stanisław Sierpowski – profesor senior UAM

  • Jest sens dyskutowania z kimś, kto posługuje się maczugą? Można tylko oberwać. Mają rację ci z komentatorów, którzy dostrzegli zagrożenie ze strony pana Szarka i przestrzegają pana profesora przed nim. Ale to on trzyma maczugę i to on będzie tworzył podstawę programową dla nowej szkoły. Jedyne pocieszenie, że Bóg nas stworzył na swój wzór – mądrych, tolerancyjnych, dobrych. To odległa perspektywa wprawdzie, ale jednak perspektywa.

  • Nie wydaje mi się, żeby ta polemika miała jakiś większy sens. Sam piszesz – co Autor miał na myśli … i sam sobie dalej odpowiadasz… Jeśli chcesz z Prezesem IPN polemizować, to konkretnie twarzą w twarz, niech przedstawi swoje racje.
    Analizowanie zdań czy słów wyjętych z kontekstu, to raczej kiepska metoda.

    • Przecież Autor blogu na początku zaleca dokładne przeczytanie wywiadu szefa IPN. Czemu więc ma służyć ta maniera „wyrwane z kontekstu”?

      • A ja bym jednak bardzo zachęcał do skorzystania z zachęty autora komentarza i dokładnego przeczytania tekstu prezesa IPN. Czytając dopiski mam wątpliwości, czy wszyscy ich autorzy skorzystali z tej zachęty. Ja skorzystałem i nie żałuję.

        • Panie Profesorze, nie wiem, jak inni, ale ja też nie żałuję, że przeczytałem ten tekst, choć zrobiłem to przed napisaniem komentarza, nie po. Natomiast trochę mało merytoryczne wydają mi się sugestie, że ktoś nie skorzystał z rady autora komentarza. Wartość publicystyczna, erystyczna w tym się kryje, ale czy to merytorycznie coś zmienia? Prezes chce kształtować pamięć narodową, a czyni to manipulując wynikami badań historycznych – pomijając część faktów, eksponując inną część, unikając ukazania bieżącego stanu badań jako wieloczynnikowej całości. To wynika z tekstu Autora postu i z tym – tak sądzę – można polemizować, jeśli znajdzie się argumenty przeciw tej tezie. Osobiście ich nie znajduję i podkreślam, że wynika to z funkcji, jaką pełnił i ma pełnić IPN. I tyle.

    • Funkcja prezesa IPN nie jest funkcją wymagającą konsultacji społecznych, a może szkoda. Nie zauważyłam również, żeby dr Szarek prosił/zapraszał do dyskusji w temacie kształtu polityki historycznej, którą ma zamiar kreować. Co do zdań wyrwanych z kontekstu: Prezes z pewnością autoryzował tę wypowiedź. Ponadto wpisuje się ona dość konsekwentnie w to co Prezes mówił/robił do tej pory.

  • Bardzo dobry tekst, ale coś mi się wydaje, że debatowanie z takimi personami ma raczej mało sensu. Jakoś nie mam na to ochoty. Choć może striemitsja nada.

  • Z dużą uwagą i zainteresowaniem przeczytałem Pański komentarz do wypowiedzi p. Szarka. To o czym Pan pisze, potwierdza i moją opinię o prezesie IPN. Mam jednak nadzieję, że jego wpływ i kierowanego przez niego Instytutu na edukację historyczną nie będzie tak duży, jak sądzimy. Dwa tygodnie temu w Warszawie odbyło się posiedzenie Komisji Dydaktycznej PTH, na którym był przewodniczący 7-osobowego zespołu przygotowującego podstawy programowe nauczania historii dla MEN. Przyznam, że tak jak byłem jak najgorszego zdania o projektowanych zmianach w edukacji historycznej, tak teraz jestem przerażony. Przewodniczący nie ma zielonego pojęcia o edukacji, na pytanie o korelację międzyprzedmiotową, nie potrafił nic odpowiedzieć. Zresztą w czasie 3 godz. spotkania nie przekazał nam żadnych szczegółów dotyczących powstającej podstawy programowej. Na spotkaniu KD PTH pytałem też o nadzwyczajny zjazd historyków i stanowisko PTH w tej sprawie. Niestety bez konkretnej odpowiedzi. Wspomniano jedynie, że takie rozmowy z Zarządem PTH były prowadzone, ale PTH nie chce się w to mieszać. Wniosek, że Zjazd miałby być całkowicie zewnętrzną imprezą. Jak rozumiem oznacza to podział środowiska historyków w Polsce. Ciekawe, czy tak samo jest ze środowiskiem nauczycielskim? Myślę, że tak. Tymczasem pozdrawiam z Warszawy.

  • Bardzo dobry komentarz historyka do – przepraszam – prostackiej wizji przeszłości urzędnika państwowego. Tyle.

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »